konjo8ds |
|
|
|
Dołączył: 27 Lis 2013 |
Posty: 290 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: wawa |
|
|
|
|
|
|
Plan na tegoroczną majówkę był jeden: jechać w ciepłe miejsce! Rozważaliśmy ze znajomymi dwa kierunki: Czarnogóra i Lazurowe Wybrzeże. Ostatecznie wybór padł na... Korsykę
O miejsca warte odwiedzenia podpytałem naszego forumowego kolegę - Regis jeszcze raz serdeczne dzięki!
Zarezerwowaliśmy na 2 maja, g.8.30 prom z Livorno. Wyjechaliśmy z Warszawy ostatniego dnia kwietnia, chwilę po pracy, o godzinie 16. Jechaliśmy w dwa motocykle. Ja z Iwonką na Sprincie 1050, kolega Piotr z Kariną na CBF 1000. Tego samego dnia wieczorem znaleźliśmy się kilkadziesiąt kilometrów przed Austriacką granicą, w Brnie. Przez booking.com zarezerwowaliśmy hotel eFi - polecam, tanio i fajny standard. Poranek w Brnie przywitał nas siąpiącym z nieba deszczem. Niestety taka pogoda utrzymywała się praktycznie przez większość drogi - prawie 1100 km do Livorno. Droga przez Włochy okazała się nie być tania. Za przejazdy autostradami zapłaciliśmy ponad 50 EUR.
Kolejny dzień zaczął się wcześnie. Było pochmurno, jednak do portu dojechaliśmy suchą stopą, chwilę po godzinie 7 rano. W kolejce na prom znajdowało się sporo motocyklistów. Większość na GSach. Ciekawe dlaczego? Rejs na wyspę trwał 4 godziny i o 12.30 rozpoczęliśmy desant na Korsykę! Po zdobyciu portu udaliśmy się na zasłużony obiad w Bastii. Załapaliśmy się jeszcze na chwilę przez sjestą, która w kolejnych dniach dawała się naszym żołądkom we znaki...
Po obiedzie ustaliliśmy kierunek na kemping w Calvi drogą D81. Zaczęły się pierwsze piękne widoczki i zarąbiste winkielki! Wieczór zakończyliśmy zgodnie z planem, popijająć piwko na plaży z widokiem na cytadelę w Calvi.
Następnego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę do Ajaccio drogą D81. Droga rewelacja: widoczki, winkielki, asfalt. Po drodze wyprzedzili nas tubylcy na 3 motocyklach, którzy dawali czadu. Chwilę za nimi pojechaliśmy. Jednak w momencie gdy wyprzedziła mnie czerwona Lancia Delta stwierdziłem, że nie ma co szaleć Był spory ruch a miejsc do wyprzedzania nie za wiele. Po drodze mijaliśmy szlifniętego motocyklistę ze Szwajcarii. Dało nam to trochę do myślenia i dalej jechaliśmy już nieco wolniej. Samo Ajaccio nie zrobiło na nas większego wrażenia. Zrobiliśmy sobie fotkę pod pomnikiem Napoleona i ruszyliśmy w drogę powrotną. Dodatkowo dojechaliśmy tam w czasie sjesty i nie było niestety żadnej czynnej knajpy z jedzeniem Do Calvi wracaliśmy głównymi drogami (N193 >> N197) ponieważ mieliśmy do pokonania prawie ponad 160 km a zbliżał się już wieczór. Mimo sporego ruchu droga momentami była rewelacyjna. Podjazdy górskie i wijąca się przez las dróżka o doskonałym asfalcie. Wieczorem dojechaliśmy do kempingu i położyliśmy się wcześniej spać - kolejnego dnia planowaliśmy przemieścić się na południe i chcieliśmy ruszyć w miarę wcześnie.
Trzeciego dnia pobytu na Korsyce ruszyliśmy w stronę Ajaccio, jednak nieco inną drogą. Jadąc główną trasą (N197 >> N193) odbiliśmy w drogę D84 wiodącą ku zaporze tworzącej jezioro Calacuccia. Dojazd prowadził wąską i bardzo krętą dróżką, na skalnych półkach, wzdłuż wąwozu i wśród niesamowitych widoków. Kilkadziesiąt kilometrów za Calacuccia wjechaliśmy na drogę D70, która dla odmiany prowadziły przez sosnowy las. Ogromne szyszki, 10-krotnie większe od tych które znamy z polskich lasów, zalegały na drodze. Trzeba było uważać, szczególnie na winkielkach, których tutaj również nie brakowało. Po południu dojechaliśmy do zatoki Sagone, gdzie zatrzymaliśmy się na kempingu zlokalizowanym bezpośrednio przy plaży. Zostaliśmy tutaj dwie noce i spędziliśmy 1,5 dnia na leniuchowaniu, kąpieli w morzu i wygrzewaniu się w słońcu.
Piątego dnia rano ruszyliśmy na południe w stronę Bonifacio. To chyba najładniejsze miasto na całej wyspie. Otoczone klifowymi zatoczkami i położone na wzniesieniu, robi niesamowite wrażenie. Po krótkim zwiędzaniu ruszyliśmy na północ - w stronę Bastii, drogami D59 i D268. Ta druga jest zdecydowanie lepsza pod względem widoków. Wieczorem zlądowaliśmy na kempingu obok plaży, kilka kilometrów od Bastii. Od kilku dni stacjonował tu Dedek - kolega z forum CBF. Z tej bazy wypadowej robił codziennie sporo kilometrów. Miał nad nami tą przewagę, że nie zabrał żony i mógł delektować się jazdą od rana do wieczora Tym sposobem objechał całą wyspę, wzdłuż i wszerz.
Ostatni dzień na Korsyce poświęciliśmy na objechanie Cap Corse, które zdecydowanie polecam. Dojechaliśmy do osady Tollare, gdzie chwilę pomoczyliśmy nogi w morzu. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w obiecująco wyglądającej knajpce. Niestety było kilka minut po g.14tej i ewidentnie kucharz spieszył się na sjestę, ponieważ dostaliśmy w połowie surowe ryby z grilla Do kempingu wróciliśmy przed 17tą, nieco głodni i ruszyliśmy złapać ostatnie promienie słońca na plaży.
W piątek rano, 8 maja pożegnaliśmy się z wyspą. Czekając na wjazd na prom mieliśmy okazję obserwować pracę celników kontrolujących osoby zjeżdżające z promu. Byliśmy świadkami kontroli dwóch młodych dziewczyn, które wyglądały dosyć imprezowo Celnicy prześwietlili ich cały bagaż... Zastanawialiśmy się, czy gdyby przeszukiwali nasze bagaże, byliby skorzy do przeglądania brudów, które wieźliśmy po tygodniu podróży
Po dopłynięciu do Livorno udaliśmy się już w 3 motocykle do Pizy. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe fotki i tutaj się rozdzieliliśmy. Dedek z Piotrem i Kariną ruszyli w stronę Polski. Ja z Iwoną pojechaliśmy w stronę jeziora Garda. Postanowiłem nie jechać całej drogi autostradami i część trasy przejechaliśmy drogą SS63. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł, ponieważ asfalt był w kiepskim stanie - przynajmniej na terenowe możliwości STka Wieczorem dojechaliśmy w okolice Werony, gdzie nocowaliśmy w B&B, zlokalizowanym wśród winnic, prowadzonym przez parę sympatycznych Włochów.
W sobotę rano ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. Przejechaliśmy zachodnią stroną Gardy. Warto tu jeszcze wrócić i objechać całe jezioro. Dojechaliśmy do autostrady i dalej już poruszaliśmy się takimi drogami. Niebo straszyło trochę ciemnymi chmurami, jednak udało się przejechac cały dzień bez konieczności zakładania przeciwdeszczówek. Wieczorem dojechaliśmy do Czech, gdzie nocowaliśmy w Hustopece, niedaleko Brna. Ruszyliśmy rano w stronę Warszawy i całą drogę przejechaliśmy suchą nogą. Większy deszcz złapał nas kilkanaście kilometrów przez celem, jednak trwało to tylko kilka minut. Kilkanaście minut po godzinie 14tej dotarliśmy do domu, gdzie mogliśmy wreszcie odpocząć po ciężkiej jeździe Mimo, że wróciliśmy w wyborczą niedzielę, to nie chciało nam sie już iść na wybory.. I to pewnie dlatego Bronek przegrał w pierwszej turze...
[link widoczny dla zalogowanych] z opisanego powyżej wypadu. A tutaj będę sukcesywnie dorzucał filmiki do playlisty . |
|